Wstydliwe klapsy

O patologii w rodzinach mówi się u nas i pisze coraz więcej, media podają przykłady dzieci katowanych przez mamę czy tatę, oglądamy zdjęcia posiniaczonych maluchów. Nadal jednak sprawą wstydliwą są tzw. klapsy. Obserwujemy je na co dzień, a nawet, nie oszukujmy się, stosujemy je w stosunku do naszych dzieci, najczęściej w poczuciu zupełnej bezsilności. Byłam kiedyś świadkiem takiej sceny: Młoda, elegancka mama ciągnęła za rękę płaczącego malca, szarpiąc go, poganiając i dając mu raz po raz klapsy. Bardzo żal mi było dziecka i grzecznie powiedziałam, że przecież on jest jeszcze maty i nie może iść tak szybko, jak mama by chciała. Spadł na mnie stek wyzwisk, usłyszałam, że mam nie wtykać nosa w nie swoje sprawy i zająć się „własnymi bachorami”. Zdenerwowałam się, ale przede wszystkim zrobiło mi się smutno. Co musiał czuć ten zapłakany dwulatek poniżany na oczach tylu ludzi przez własną mamę. Ból? Strach? Wstyd? Częściej powinno się pisać o tym, że agresja rodzi agresję. Nawet zwykły klaps jest przez dziecko odbierany jako atak na jego osobę, często bardzo brutalny. Maluch, który często dostaje klapsy w domu, takie same albo mocniejsze klapsy oddaje potem rówieśnikom w przedszkolu czy na podwórku. Bicie i kary cielesne nie są metodami wychowawczymi, są inne sposoby wychowywania dzieci. Przecież człowiek, który nie otrzyma w dzieciństwie miłości i czułości, nie będzie potrafił przekazać tego ani swoim najbliższym, ani otoczeniu. Czy możemy potem od niego wymagać, by był dobrym, miłym, kochającym człowiekiem?